Portal wp.pl publikuje dzisiaj artykuł pt. „Polskie uczelnie to III liga i fabryki bezrobotnych” w którym autorzy podają fakty, o których wszyscy od lat wiedzą, że nasz kraj w dziedzinie edukacji biegnie coraz szybciej do tyłu stając się w dobie „gospodarki napędzanej wiedzą” państwem z epoki kamienia łupanego. W tej chwili już jesteśmy na peryferiach cywilizowanego świata. Dlaczego ? Dlaczego w Polsce, jest inaczej niż na całym prawie świecie ? Dlaczego, gdy inne kraje inwestują w wiedze, naukę, edukacje, my robimy dokładnie cos przeciwnego ?

Prof. J. Staniszkis wyjaśniła już w  1995 r. w następujący sposób to zadziwiające – ale dla niektórych zrozumiałe - zjawisko: „Dziś Solidarność dość dobrze nazywa wady transformacji. Zwłaszcza gdy mówi o sprawach edukacji i zarzuca, że tutaj dokonuje się zbrodnia wyniszczania dobrego systemu oświatowego i kapitału ludzkiego. Kapitał ten dawał nam szanse przeskoczenia pewnych etapów rozwoju i szybszego dojścia do t.z.w społeczeństwa informacji XXI w opartego na bezpośrednich powiązaniach informacyjnych jednostek i małych grup (via np. Internet), przy minimum chierarhi i przez narzucenie z góry systemów dekodowania sygnałów. Poprzez edukacje moglibyśmy nadrobić dystans braku powiązań ekonomicznych, instytucjonalnych, technicznych. Ale wymaga to powszechności kwalifikacji społeczeństwa : na poziomie dobrej szkoły średniej.”.

I dalej : „Jednak Zachód – ingerując w naszą strukturę budżetu (w tym wydatki oświatowe) poprzez Bank Światowy i MFW widzi nas jako peryferie nowoczesnego świata. Świata informatycznego, w którym człowiek – niekoniecznie dyrektor czy menadżer -, staje się decydentem, bo sam wybiera źródło informacji, dokonuje wyboru. Na peryferiach – czyli w Polsce – obowiązuje drugi model istnienia /../ : oligarchiczny. W tym modelu /../ jest elita manipulująca symbolami i sprawująca władzę, kontrolująca przepływ informacji, oraz zupełnie bezbronne społeczeństwo.”. Jak wyrwać się z tej sytuacji ? Jak zapobiec katastrofie – być może zaplanowanej –edukacyjno naukowej w Polsce ? Takie pytania zadawałem starając się jednocześnie na nie odpowiedzieć w artykułach publikowanych w ciągu ostatnich 10 lat na łamach polskich czasopism (Rzeczpospolita, ComputerWorld, Tygodnik Solidarność i inne). Pisząc je wychodziłem przy tym z następujących założeń :

Kapitałem w ekonomi elektronicznej jest wiedza, inteligencja, wyobraźnia, umysłowa dociekliwość i zdolność do samodzielnej inicjatywy.  Nietrudno także zauważyć, że dzięki nowym technologiom produkty informacyjne są pozbawione tradycyjnych nośników, że są one niejako ‘’zdematerializowane’, stanowią jedynie porcje ,,zakodowanej wiedzy’’. ‘’Bogactwem narodów’’ w epoce informacji są koncepcje intelektualne , ludzka kreatywność a  nie rzeczy.

Do realizacji nowego pomysłu współczesny przedsiębiorca (w przeciwieństwie do swojego kolegi z XIX i XX wieku) nie potrzebuje kapitału czyli pieniędzy, tych dostarczają tzw. spółki ryzykownego kapitału, których finanse zasilane są głównie przez zarówno prywatne jak i publiczne fundusze emerytalne. Są one gotowe – po raz pierwszy w historii ekonomi – finansować innowacje   w celu osiągnięcia zysku. Dzięki nim ci, którzy mają ‘’rewolucyjne idee’’ , lecz nie mają pieniędzy mogą bez większego trudu realizować swoje marzenia.

„Rewolucyjne pomysły” nie powstają ex nihilo, gwarantem innowacyjności gospodarki danego kraju jest jakość jego systemu edukacyjnego w dziedzinach, które decydują o funkcjonowaniu społeczeństwa informacyjnego, takich jak informatyka, matematyka, fizyka, biologia, ale także przedmioty humanistyczne : można powiedzieć, że w gospodarce „napędzanej wiedzą” system edukacyjny jest systemem ekonomicznym.

Obowiązujący system edukacyjny informatyki w Polsce w szkołach średnich jest dokładnym przeciwieństwem zasad panujących w ekonomii elektronicznej (lub – jak kto woli – „gospodarki napędzanej wiedzą”) . Uczy umiejętności obsługiwania komputera, a nie zasad jego funkcjonowania. Poznawanie niezliczonych narzędzi firmy Microsoft, przypomina do złudzenia mechaniczną pracę na taśmach w systemie taylorowskim. Nauka zamienia się w bezmyślną „klikomanie”. W gruncie rzeczy system nauczania informatyki w Polsce jest zaprzeczeniem samej idei nauki, ponieważ uniemożliwia zrozumienie zasad wg. których funkcjonuje i rozwija się społeczeństwo informacyjne.

Powszechnie wiadomo, że firma Microsoft (ale nie tylko ona) traktuje systemy edukacyjne jako doskonałe narzędzia do zaznajamiania i – co gorsza – do przyzwyczajania uczniów do używania w przyszłości swoich produktów. Jeżeli uważamy, że celem nauki informatyki w szkole nie jest wychowywanie konsumentów używających automatycznie – czyli bezmyślnie – oprogramowań potężnych firm , lecz kształcenie podstaw metodologicznych informatyki i nabywania umiejętności obsługiwania narzędzi informatycznych zbudowanych według różnorodnych zasad to wniosek wydaje się być oczywisty : uczeń powinien poznać w szkole nie jeden, a co najmniej dwa systemy. Dlatego wprowadzenie na szeroką skalę nauki Linuksa w szkołach średnich wyrwałoby nasz kraj z zapaści edukacyjnej w jakiej się znajduje

Powyższe tezy – jak już wspomniałem - przedstawiałem wielokrotnie na łamach polskich tygodników i prawie za każdym razem miałem wrażenie, że dyskusja z moimi polemistami  jest – proszę wybaczyć słowo – bezsensowna – bo jak dyskutować z kimś, kto pisze polemikę z artykułem którego najprawdopodobniej nie przeczytał, a jeżeli przeczytał to nic nie zrozumiał, a jeżeli coś zrozumiał to na opak.

Kilka przykładów : po przeczytaniu mojego artykułu pt. „Rewolucja edukacyjna” opublikowanego w piśmie CompterWord prof. Sysło (autor podręczników do informatyki) napisał o systemie  Linux : „Faktycznie, w kodzie systemu Linux “grzebie” na całym świecie niewielka garstka informatyków.” Ta uwaga dyskwalifikuje prof. Sysło jako autora podręczników informatyki. Nazwać „garstką” potężny – liczący setki tysięcy ludzi ruch społeczno-naukowy, który zmienił i zmienia rozwój technologii informatycznej, którego zasady doprowadziły do powstania Internetu, to dowód, że nie wie się dosłownie nic o społeczeństwie informacyjnym. Prof. Staniszkis o społecznych konsekwencjach „wolnego oprogramowania” pisze w następujący sposób :

Moim zdaniem Linux i jego połączenie samoorganizacji z kontrolą mogą służyć jako model organizacji i władzy w XXI wieku”. Od siebie mogę dodać tylko tyle, że  nawet zasady wewnętrznej budowy Linuksa są skorelowane z współczesną organizacją pracy. Linux umożliwia nam zrozumienie dzisiejszej kultury i w tym miejscu można spytać : czy prof. Sysło wie jakim celom służy system edukacyjny ?

I na koniec zacytuje opinie prof. Sysło o „monopolu Linuksa” : „Nie chciałbym się wypowiadać na tematy polityczne, ale ochrona przez państwo rynku wolnego oprogramowania niesie w sobie niebezpieczeństwo pojawienia się zakusów monopolistycznych firm związanych z tym rynkiem.” Panie profesorze czy Pan naprawde nie rozumie, że firmy związane z „wolnym oprogramowaniem” nie mogą z definicji („otwarty kod źródłowy”) zmonopolizować rynku informatycznego ? Czy Pan nie wie, że Niemcy, Francja i inne państwa wspomagały firmy „wolnego oprogramowania” by walczyć z monopolem Microsoftu ?

 

Piotr Piętak