Inicjatywę PiS –u powołania gabinetu cieni z „premierem” Glińskim na czele uważam za znakomitą, ponieważ w ten sposób kierownictwo partii otwiera się na środowiska eksperckie i nadaje im znaczenie także polityczne. PiS dał sznse ekspertom. Niestety eksperci z tej szansy nie skorzystali. Wiecej konferencja udowodniła – z nielicznymi wyjatkami -, że poziom refleksji nad funkcjonowaniem państwa w globalnej gospodarce jest żałosny wśród polskich elit naukowych i technokratycznych (mam nadzieję, ze nie wszystkich).
26 listopada 2012 roku odbyła się konferencja zorganizowana przez PiS pod tytułem: „Jak można dobrze rządzić Polską”, w której wzieli udział liczni eksperci z różnych dziedzin (ekonomia, socjologia, podatki, telekomunikacja). Sam fakt organizowania takich debat jest moim zdaniem zjawiskiem ze wszech miar pozytywnym, ponieważ w ten sposób tworzą się - na oczach opinii publicznej – formalne relacje między politykami i ekspertami.
Relacje między technika i polityka
Polityka polska, charakteryzuje się bowiem - zdaniem licznych socjologów - prawie całkowitym brakiem sformalizowanych (i trwałych) procedur prawnych i organizacyjnych w ramach których funkcjonują podmioty życia społecznego (partie, stowarzyszenia, fundacje przedsiębiorstwa itd).
Jednym z najważniejszych problemów w praktycznej polityce w naszym kraju są relacje pomiędzy zawodowymi politykami a ekspertami, których rola zgodnie z klasycznymi sformułowaniami Sartoriego z „Teorii demokracji” wzrasta w coraz bardziej stechnicyzowanym, globalnym społeczeństwie XXI wieku. Co ważniejsze – pomimo wzrostu edukacji społeczeństw – pogłębia się luka pomiędzy wiedzą przeciętnie wykształconego obywatela a specjalistami.
Prowadzi to nieuchronnie do redukcji władzy ludu, bowiem w miarę jak mechanizmy życia społecznego staja się coraz bardziej skomplikowane i wzajemnie sprzężone, zdanie eksperta z konieczności zyskuje o wiele większe znaczenie niż głos wyborcy. Dlatego też w trójkącie wyborcy – partie polityczne – eksperci – rolą partii jest rozładowywanie permanentnego napięcia jakie istnieje pomiędzy systemem wartość i reprezentowanym przez jej zwolenników a narzędziami technicznymi czy rozwiązaniami instytucjonalnymi jakie proponują eksperci w celu realizacji tychże wartości.
W tym sensie partie polityczne są nadal podstawa – więcej strażnikiem – demokracji. Wszelkie inicjatywy, które formalizują relacje pomiędzy partiami a ekspertami – nie tylko podnoszą ogólny stan kultury politycznej w Polsce (który jest żałosny), ale także przyczyniają się do lepszego funkcjonowania naszej młodej demokracji.
Dlatego inicjatywa PiS –u powołania gabinetu cieni z „premierem” Glińskim uważam za znakomitą, ponieważ w ten sposób kierownictwo partii otwiera się na środowiska eksperckie i nadaje im znaczenie także polityczne. PiS dał sznse ekspertom. Niestety eksperci z tej szansy nie skorzystali. Wiecej konferencja udowodniła – z nielicznymi wyjatkami -, że poziom refleksji nad funkcjonowaniem państwa w globalnej gospodarce jest żałosny wśród polskich elit naukowych i technokratycznych (mam nadzieję, ze nie wszystkich). Dlaczego?
Kolonizacja III Rzeczpospolitej przez unijnych technokratów
Zanim odpowiem na to pytanie powrócę na chwilę do uwag Sartoriego z „Teorii demokracji”, który stwierdza, ze w miarę jak mechanizmy życia społecznego staja się coraz bardziej skomplikowane stechnicyzowane i wzajemnie sprzężone, zdanie eksperta z konieczności zyskuje o wiele większe znaczenie niż głos wyborcy.
Ten proces władzy ekspertów Polska odczuwa szczególnie bolesnie ponieważ jest członkiem UE – lub jak twierdza niektórzy, jej kolonią – w stukturach której rządzą fachowcy i specjaliści od wymuszania na krajach członkowskich przy pomocy norm w 100% technicznych, decyzji politycznych.
Techokraci w UE rzadzą, dlatego pierwszym obowiazkiem ekspertów PiS powinna być próba odpowiedzi na pytanie: jak ograńiczyć władzę europejskich technokratów w stosunku do władzy rządów narodowych. Przypomnijmy, że Unia Europejska nie opiera się na klasycznym podziale na władzę ustawodawczą wykonawczą i sądowniczą. Podstawa władzy – mimo licznych modyfikacji i wzrostu roli Parlamentu - w UE czyli „wspólnotowy trójkąt instytucjonalny” Rada, Komisja Parlament oparta jest raczej na połączeniu funkcji niż na podziale władzy.
To Komisja Europejska czyli rząd Unii a nie Parlament posiada faktyczny monopol na inicjatywę ustawodawczą. Sytuacja ta pociąga za sobą nieistnienie w systemie wspólnotowym jakiegokolwiek rozróżnienia pomiędzy prawem czyli wyrazem funkcji ustawodawczej i przepisem aktem właściwym działalności władzy wykonawczej. W ten sposób uległ ograniczeniu tradycyjny dyskurs polityczny na rzecz profesjonalnych technokratów i urzędników.
Władzę w naszym państwie sprawuja biurokraci z Brukseli, jak tą władzę ograńiczyć? Od tego pytania powinna się zacząć wszelka refleksja na temat niesuwerennego państwa jakim jest III Rzeczpospolita. Czym jest dzisiaj narodowa polityka, jeżeli nasze państwo nie jest już państwem, jeśli 80% prawa obowiązującego na terytoium Polski jest uchwalane przez unijnych biurokratów? Jeżeli to prawo - przykład ograniczenia emisji CO2 – wykańcza nas ekonomicznie?
Na konferencji – oprócz sloganów prof. Staniszkis – zero refleksji na ten temat. Więcej na konferencji eksperci wystepowali raczej w roli pijarowych ideologów PiS a nie ekspertów. Jaka jest bowiem rola ekspertów? Każdy wie to doskonale: komplikowac wydwałoby się proste procesy, pokazywać ich wielorakie uwikłania, nie tworzyć sloganów tylko je obalać. Niestety konferencja była w dużej mierze, tylko przedsięwzieciem pijarowym, którego – jak się wydaje – celem było upowszechnienie kilku chwytliwych haseł. Przeanalizujmy jeden z nich.
e-szkoła czyli próba likwidacji edukacji narodowej
Była prezes UKE Anna Strezyńska postulowała na konferencji wprowadzenie w Polsce e-szkoły. Nie będę zbyt drobiazgowy i nie będę pytał co to znaczy i na czym e-szkoła ma polegać, bo wiem, ze zbyt dużo nie można wymagać. Najogólnie rzecz biorąc pani prezes uważa – dokładnie tak samo jak rząd PO i firmy informatyczne, które na tym zarobią-, ze należy zakupić jak najwięcej komputerów wstawic je do szkół i podłączyć do Internetu a nasz system edukacyjny zacznie tworzyć samych geniuszy.
To co zdumiewa w tej przestarzałej - wiernie skopiowanej z zachodnich podreczników z połowy lat 90 –tych XX wieku – ideologii postepu, to jej całkowite oderwanie od rzeczywistości. Otóż w naukach zajmujacych się wspólczesnymi mediami rozróżnia się dwie formy upowszechniania informacji: komunikowanie i przekazywanie. Termin „przekazywanie” oznacza wszystko co jest związane z dynamiką pamięci zbiorowej, a więc przede wszystkim instytucją szkoły i rodziny, natomiast termin „komunikacja” to krążenie informacji w danym momencie.
We współczesnej cywilizacji istnieje wiele „maszyn komunikacyjnych”: telegraf, radio, telewizja, komputer. Nie istnieją jednak maszyny do przekazywania, ponieważ przekazywanie odbywa się zawsze pomiędzy osobami a nie maszyną i osobą i związane jest z relacją interpersonalną np. między matka i synem, profesorem i uczniem, kapłanem i wiernym. Według R. Debray pogląd, iż można zapewnić przekazywanie kulturowe za pomocą środków teleinformatycznych stanowi jedną z najbardziej typowych iluzji „społeczeństwa informacyjnego”.
Nie ma bowiem możliwości przekazywania wiedzy bez interfejsu instytucjonalnego a więc szkoły i rodziny. Kryterium nowoczesności nauczania to nie brak interfejsu maszynowego (komputery dla sześciolatków) lecz brak czy kryzys funkcjonowania interfejsy instytucjonalnego – powtórzmy raz jeszcze – szkoły i rodziny. Komputery dla sześciolatków – czyli fundament e-szkoły - doprowadzą więc do jeszcze większego kryzysu szkoły czyli zakłócą proces przekazywania wiedzy i doprowadzą do zaniku relacji między nauczycielem i uczniem. Skąd bierze się te dzisiejsze upojenie komunikacją czyli upowszechnianiem informacji w przestrzeni?
Otóż jest ono związane z eksplozją informacyjną. Maszyny, komputery nas fascynują, instytucje nudzą. Zakup komputerów jest łatwy. Reforma instytucji jest nudna i żmudna. Jak pisze R. Debray: „Aby przezwyciężyć przestrzeń wystarczy maszyna. Aby przezwyciężyć czas potrzebny jest motyw plus siła napędowa oraz dodatkowo maszyna w sensie materialnym lub formalnym plus instytucja społeczna (na przykład szkoła, nosiciel kultury książki, a niebawem jej ostatnie schronienie.)”. Wprowadzenie e-podręczników obniży – i tak katastrofalną – średnią przeczytanych książek przez młodzież w ciągu roku co może doprowadzić do wtórnego analfabetyzmu.
Skorzystają na tym tylko firmy, które e-książki wyprodukują i w interesie których ta pseudoreforma jest wprowadzana aktualnie a która PiS ustami eksperta od telekomunikacji zaczyna popierać. Ale –i tu jest pies pogrzebany-z moimi uwagami można się niezgodzić, ot – powie ktoś – intelektualne pogaduszki i nic wiecej.
Problem jednak w tym, że analogiczne uwagi możemy usłyszeć z ust coraz liczniejszych nauczycieli, którzy sa przerażeni zanikiem zdolności myslenia i pisania. Uczniowie nie pisza już wypracowań, kopiują je z Internetu, a ci nauczyciele od polskiego, którzy chca wykonywać swój zawód zgodnie z etyka zawodowa, spedzaja godziny na wyszukiwanie stron internetowych z których uczniowie kopiują wypracowania. To codzienność dzisiejszej szkoły, codzienność o której pani prezes Streżyńska nie ma pojęci. Slogan e-szkoły jest całkowicie oderwany od realiów funkcjonowania polskiej szkoły w XXI wieku.
Zanik racjonalnego myślenia
Jest on także niebezpieczny, ponieważ radykalne ukomputeryzowanie nauczania może doprowadzić w któtkim czasie do zaniku racjonalnego myślenia w życiu społecznym. Zacznijmy od spostrzeżenia banalnego: nasze życie jest wypełnione oglądaniem różnego rodzaju ekranów, na które ludzie spoglądają prawie bez przerwy. Stąd pytanie: jak kultura obrazu i ekranu wpływa na strukturę naszego myślenia (które jest kształtowane głownie w szkole i rodzinie)? Francuscy naukowcy wydajacy pismo „Medium” badajac ten wpływ doszli do nastepujacych wniosków:
- Po pierwsze obraz nie może przekazać treści czy wypowiedzi negatywnych stąd wniosek, że możliwość lub projekt, wszystko co zaprzecza konkretnej rzeczywistości lub poza nią wykracza, nie „przechodzi” na mały ekran. Wyłącznie pismo dysponuje sposobami oznaczenia opozycji i negacji.
- Po drugie obraz może pokazać tylko jednostki a nie kategorie lub typy, obraz jest zaprzeczeniem ogólności. Cecha ta uniemożliwia wyartykułowania przez obraz takich kategorii jak równość czy wolność.
- Po trzecie obraz nie zna operatorów typu ; albo…albo ; lub ; jeżeli…to. Obraz może się posługiwać tylko zestawieniem i dodawaniem na jednym planie rzeczywistości, bez możliwości pojawienia się meta poziomu logiki. Myślenie przez obraz nie jest ani logiczne ani nielogiczne, jest raczej myśleniem alogicznym mającym formę mozaiki a nie naukowych hipotez. Myślenia mozaikowego w przeciwieństwie do naukowej hipotezy nie można zweryfikować.
- Po czwarte obraz zawsze należy do teraźniejszości, wyraża linearne następstwo chwil teraźniejszych. -
Po piąte jak pisze R.Debray: „obraz zarejestrowany, w przeciwieństwie do języka pisanego , nie może poddawać siebie samego refleksji, dokonując zwrotu ku sobie (…). Mysli on nas, lecz nie mysli siebie.”. Wynika z tego jednoznacznie, że kultura obrazkowa jest zaprzeczeniem myślenia racjonalnego. Jest to tym groźniejsze, że cała dzisiejsza edukacja – od momentu jej informatyzacji - zarówno przedmiotów ścisłych jak i humanistycznych jest coraz bardziej podporządkowywana „myśleniu obrazkowemu”.
Nie postuluję bynajmniej likwidacji kompterów w szkołach, tylko refleksje nad jednym z centralnych problemów współczesności. Refleksje a nie łatwe slogany a la prezes A.Streżyńska, której slogan jest kopia propagandy PO. Niestety z innymi postulatami-sloganami typu „prywatyzacja administracji publicznej” nie jest lepiej, ale to już problem na inny artkuł.
Piotr Piętak