- Szczegóły
- Kategoria: Blog
- Odsłon: 4207
Kto z nas nie rozpoczyna dnia od wejścia na wp.pl? Klikamy na ten zaczarowany skrót wp.pl aby przeczytać nowe informacje, newsy, obejrzeć ciekawe zdjęcia czy rozebrane sprytnie celebrytki na czerwonym dywanie, eksponujące swoje sylikonowe piersi.
Jednak od dwóch miesięcy daje się zauważyć wyraźny kryzys w prowadzeniu popularnego portalu: po pierwsze jego aktualizacje np. w porównaniu z onet.pl są coraz rzadsze, co gorsza informacje się coraz częściej powtarzają. Najgorzej jest z informacjami – nazwijmy je erotycznymi – czyli zdjęciami celebrytek obnażającymi swoje wdzięki oraz zdjęciami erotycznymi.
Prawdziwa katastrofa. Czy portal pokazując co 3 4 dni te same galerie tych samych panienek – zmieniając tylko tytuł – mysli, że utrzyma swoich dawnych wielbicieli. Czy redaktorzy i administratorzy wp.pl maja nas za idiotów, którzy zapominają wszystko po obejrzeniu czy to Węgrowskiej czy Siwiec?
Te same zdjęcia, nudne informacje silące się na epatowanie internautów i coraz mniejszy – wręcz zanikający – profesjonalizm dziennikarski. Wirtualna Polska przechodzi na emeryturę.
Piotr Piętak
- Szczegóły
- Kategoria: Blog
- Odsłon: 4534
Przeklikiwanie – definicja internetowego oszustwa
W Internecie istnieje tylko jedno kryterium pupilarności: ilość kliknięć. Jest duża, portal zarabia, jest mała – portal znika lub umiera śmiercią naturalną. Dlatego jedyne ważne pytanie dla ludzi prowadzących portale, brzmi : co zrobić by ludzie klikali na ten artykuł? Jeżeli będą to na portalu pojawia się reklamy a wtedy zarobek gwarantowany.
Odpowiedzi jest wiele, te najbardziej znane są proste : każdy artykuł trzeba zapełnić zdjęciami ładnych dziewcząt. Ostatnio zaroiło się od takich blogów na których autor umieszcza nad artykułem zawsze zdjęcie seksownej dziewczyny niezależnie od tego czy artykuł traktuje o cenach samochodów, kryzysie w Grecji czy wzroście cen na mleko w południowej Polsce. Dziewczyny (nagie lub półnagie) to potencjalne kliknięcia.
Jednak ostatnio pojawiła się w Internecie metoda, która jest szczytem oszustwa : paginacja. Ta metoda upowszechniła się – odkrywcami jej byli japońscy internauci - w Polsce, bardzo szybko. Idea jest prosta : napisz tekst, dodaj mnóstwo obrazków, a całość podziel na kilkanaście podstron tak, żeby użytkownik chcący przeczytać całość musiał kliknąć w “dalej” nawet kilkanaście razy.
Jeśli jest to artykuł z dużą ilością tekstu czy oderwanymi od siebie zdjęciami to może to być nawet w porządku, jeśli jednak serwis postanawia na jedną stronę wrzucać po dwa krótkie zdania, to coś jest nie tak. Internauta musi – aby przeczytać artykuł – naklikać się kilkanaście a nawet kilkadziesiąt razy.
Spryciarze z USA i innych krajów zachodnich zaczęło używać prostego polecenia “view as one page”, co brzmi całkiem sensownie i daje możliwość wyboru czy chcemy klikać milion razy, czy zobaczyć wszystko na jednej stronie. Polskie serwisy jeszcze do tego nie dotarły, pewnie wychodząc z założenia, że czytelnik jest głupi i nie będzie się wkurzał na konieczność przeklikiwania (ale słówko!!!)
Kolejną głupią, denerwującą i pokazującą brak szacunku do czytelnika modą są polecenia treści, które nie prowadzą do treści. Czyli czytelnik czytając jakiś tekst widzi obok zajawkę innego materiału, klika, i wcale nie trafia do tekstu, a np. na stronę główną z podświetloną kolejną zajawką materiału, do którego chciał dotrzeć. W internecie – tak przynajmniej utarło się od dawna – zajawka czegoś z linkiem prowadzi to treści, a nie do kolejnej zajawki. Wynika to z poszanowania czasu odbiorcy, który chce spędzić w serwisie więcej czasu. No, ale nie – liczą się tylko statystyki odsłon.
Piotr Piętak
- Szczegóły
- Kategoria: Blog
- Odsłon: 4134
Nie czytam komentarzy politycznych na portalach - , które z maniackim uporem, zajmują się li tylko i wyłącznie polityką na poziomie Mopsiu przykopał Kaziowi i co z tego wyniknie dla Kaczora lub Donalda, bo z tego typu dywagacji nic nie wynika dla nikogo. Dlatego z pozycji neutralnego kibica i przeciwnika politycznego prezesa PiS, chciałbym zająć się jego propozycją zwołania dyskusji ekonomistów na temat aktualnej sytuacji gospodarczej Polski.
Najpierw krótka obserwacja z terenu: wracam z Mazur, gdzie kryzys ekonomiczny kwitnie w najlepsze, to właśnie tam widać przerwane w połowie inwestycję i to właśnie tam rozmawia się z przerażonymi drobnymi przedsiębiorcami, którzy z dnia na dzień znajdują się bez pracy i są – w wielu wypadkach – zmuszani do sprzedaży swoich narzędzi pracy (np. ciężarowych samochodów).
Ci ludzie maja w dupie zarówno Tuska i J. Kaczyńskiego, ale jednocześnie w sytuacji niepewności i strachu, oczekują od polityków odpowiedzi na pytanie: co w takiej sytuacji mamy robić? Co robić, jeśli nic nie wiadomo i rzeczywistość zaczyna przypominać piosenkę Rolling- Stonsów w której wszystko pomalowane jest na czarno.
Propozycja prezesa PiS odpowiada na ich pytania w tym sensie, że jest skorelowana z ich najgłębszymi niepokojami. J.Kaczyński proponując zwołanie konferencji ekonomistów zachowuje się jak klasyczny polityk, który mówi do swoich wyborców i przeciwników: wiem jaka jest wasza sytuacja i dlatego chce o niej dyskutować i rozmawiać, aby wspólnie znaleźć jakieś wyjście z kryzysu.
Prezes PiS nic nie obiecuje, oprócz tego co jest fundamentem demokracji - czyli dyskusji. Ale w tej propozycji jest drugie ukryte dno, które jest prawdziwa rewolucją w PiS. Otóż dotychczasowa polityka partii prezesa J. Kaczyńskiego, polegała głownie na straszeniu i dzieleniu polskiego społeczeństwa, na wywoływaniu kryzysów.
Od końca sierpnia 2006 roku polityka premiera Kaczyńskiego wydawała się polegać na zarządaniu permanentnym kryzysem – wywoływanym medialnie i podtrzymywanym stale przez kierownictwo PiS – dezintegrującym coraz bardziej ośrodek kierowniczy państwa, który jednak paradoksalnie dawał złudzenie sprawowania władzy.
Zewnętrznemu obserwatorowi wydawało się, że premier Kaczyński testuje teorie prof. Staniszkis, która jeszcze w latach 70-tych sformułowała hipotezę -analizując funkcjonowanie PRL-u - że komuniści rządzili przy pomocy periodycznych prowokowanych przez nich samych kryzysów. Było coraz bardziej widoczne, że „pisowscy rewolucjonisci”, jak ich – nie bez racji, nazywała warszawska ulica – doszli do wniosku, że podstawowym zadaniem rządu jest wykrycie wszechobecnego „układu” rządzącego Polską w oparciu o nieformalne zasady, których kamieniem węgielnym jest korupcja.
Wszystkie inne cele rządu zeszły na plan dalszy, w gruncie rzeczy przestały się liczyć. Stało się jasne, ze powołanie CBA i rozwiązanie WSI miało przede wszystkim na celu wykrycie „układu”, który w ustach premiera zaczynał przypominać wawelskiego smoka. PiS przez kilka lata funkcjonował jak zachodnioeuropejskie partii komunistycznych z okresu „zimnej wojny”, jego działacze byli całkowicie nieczuli na rzeczywistość, chronieni przed nią przez ideologię w której rolę „walki klasowej” odgrywa „wszechobecny układ” a media to „siły wytwórcze” decydujące w „ostatecznej instancji” o całokształcie życia społecznego.
Propozycja zorganizowania dyskusji w której braliby udział prof. Balcerowicz i Belka – ludzie „układu” – dowodzi, że partia prezesa J. Kaczyńskiego rezygnuje z fundamentu swojej ideologii, co jest w polskiej polityce prawdziwa rewolucją. W obliczu kryzysu PiS łączy a nie dzieli i na taki sygnał ze strony polityków oczekiwali przeciętni wyborcy zaniepokojeni sytuacją gospodarczą kraju. Kryzys jest ważniejszy od „układu”. PiS staje się zpowrotem partią polityczną.
Piotr Piętak
- Szczegóły
- Kategoria: Blog
- Odsłon: 4329
Za sto lat Naród Rosyjski będzie budował pomniki, genialnemu przywódcy, carowi-ubekowi, który dokonał tego czego nie udało się żadnemu z jego poprzedników, który unicestwił naród polski (pisany z małej litery) i politycznymi manipulacjami na najwyższym lingwistycznym poziomie „wyriezał lachy”. Putin realizuje z 100% skutecznością naczelny postulat Państwa Rosyjskiego polegający na unicestwieniu Polski.
Udaje mu się to znakomicie i jeżeli tylko spojrzymy na to co się dzieje w naszym kraju nieuprzedzonym okiem polskiego nacjonalisty to musimy podziwiać tego wychowanka Lenina ucznia Dostojewskiego i Katkowa, który bawi się nami od dwóch lat jak kot z pijana myszką. Z punktu widzenia Historii, jest mało istotne czy tragedia smoleńska – największa tragedia polityczna w historii Polski – była dziełem Rosji, czy był to zamach czy wypadek.
Pytanie brzmi – tak jak we wszystkich kryminałach – kto na tej tragedii skorzystał? Odpowiedź jest ewidentna: skorzystała na niej Rosja i Putin osobiście, ale mało tego tą tragedię aktualny Prezydent Rosji wykorzystał powtórnie doprowadzając do jej powtórzenia do drugiej tragedii smoleńskiej (ona nadal trwa), której celem (już w dużym stopniu zrealizowanym) jest unicestwienie naszej kultury czyli naszego narodu, doprowadzenie do sytuacji w której na terenie Polski nie żyje naród polski lecz pogańskie plemiona wyrzynające się z zapałem jak za czasów reakcji pogańskiej po śmierci Mieszka II.
Wtedy to Mścisław na Mazowszu wywołał bunt pogański mordując księży, burząc kościoły itd. Czy Palikot wie, że jest jego współczesnym odpowiednikiem? On nie – ale Putin wie doskonale, bo zna naszą historię, zna ja lepiej niż nasi politycy. On wie, że wielkość Polski polegała zawsze na twórczym napięciu pomiędzy tradycyjnym katolicyzmem, który ukształtował się ostatecznie w wieku XIII i XIV i zmieniająca się od XIV wieku kultura europejską.
To napięcie, ta ustawiczna polemika pomiędzy dwoma kamieniami węgielnymi Europy stworzyły naszą wielkość, nasza unikalną historię. Unia polsko-litewska, list biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1966 roku, utworzenie kościoła unickiego – to sa akty polityczne będące szczytem humanistycznej kultury i będące jednocześnie całkowitym zaprzeczeniem tradycji kultury rosyjskiej. Jesteśmy zaprzeczeniem Rosji - tego typu inicjatyw Rosja boi się. Putin doprowadzając do sytuacji w której te dwie tendencje degenerują się na naszych oczach niszczy nasza unikalność, niszczy nasz naród. I dlatego jest genialny, ponieważ realizuje skutecznie naczelny postulat polityki rosyjskiej, który brzmi : zniszczyć Polskę.
Piotr Piętak
- Szczegóły
- Kategoria: Blog
- Odsłon: 4524
Na portalu Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji ukazał się komunikat o nieuchronnej – i rzecz jasna zbawiennej dla naszej Ojczyzny – „cyfryzacji” szkoły. Komunikat roi się od sloganów godnych orwellowskiej nowo-mowy, oraz zdań przypominające bełkot pijanego informatyka.
Pierwszy ideologiczny typ informacji prezentuje np. zdanie, cytuje : „W kilkuset publicznych szkołach rusza pilotaż rządowego programu „Cyfrowa Szkoła”. To pierwszy krok do przejścia wszystkich szkół z „epoki kredy” do ery cyfrowej.”. Z ery socjalizmu przejdziemy do ery kapitalizmu – 40 lat temu to zdanie trzeba by było czytać od końca.
Drugi typ zdań (całkowicie niezrozumiałych) prezentuje zdanie : „Przejście od testowania wiedzy encyklopedycznej do premiowania kreatywności i pracy w zespole może zmienić nastawienie do systemu oceniania.”. Ci , którzy je napisali, a raczej skopiowali z jakiegoś opracowania, sami go nie rozumieją. Jak może minister Boni – polonista z wykształcenia – pozwalać na publikowanie tego typu bełkotu na oficjalnym portalu MAIC?
Co oznacza dla naszych dzieci „cyfryzacja” nauczania? Według licznych naukowców zachodnich – których refleksje za chwilę przedstawię – doprowadzi ona, w bardzo szybkim czasie, do zniszczenia instytucji szkoły. Techniki informatyczne, którymi zachłystują się dzisiaj nasze „elity” mają bowiem to do siebie, że zamiast ułatwiać komunikację między nauczycielem i uczniami, utrudniają ją a nawet doprowadzają do jej unicestwienia.
Bez komunikacji między nauczycielem i uczniami, szkoła traci swój sens, zmienia się w elektroniczne kółko samokształceniowe. Jednym z prekursorów krytyki nadmiernej informatyzacji procesu nauczania był R, Debray – twórca mediologii - , której przedmiotem są wzajemne oddziaływania techniki i kultury - dawne i teraźniejsze. Mediologia nie jest socjologią mediów, z którą bywa niekiedy mylona, nie zajmuje się komunikowaniem, lecz badaniem przekazów kulturowych (transmission) – przenoszeniem w czasie informacji (także postaw życiowych) za pomocą struktur instytucjonalnych (kościoły, szkoły, muzea, biblioteki, itp.).
Kluczowe jest dla niej pojęcie transmisji w dłuższych i długich okresach trwania kultury. Przekaz kulturowy ma horyzont historyczny, imaginacyjną identyfikację wspólnotową (więzy symboliczne) i odbywa się w porządku diachronicznym – a nie, jak komunikacja, w porządku synchronicznym. Komunikacja elektroniczna niszczy przekaz kulturowy czyli to co stanowi fundament szkoły jako instytucji. To właśnie w jego – i jego współpracowników - książkach i artykułach można znaleźć najradykalniejsza krytykę mitu globalnego raju komunikacyjnego, który obiecywali twórcy internetu.
Francuscy naukowcy skupieni wokół pisma „Medium” na pytanie : jak kultura obrazu i ekranu wpływa na strukturę naszego myślenie, odpowiadają, że po pierwsze obraz nie może przekazać treści czy wypowiedzi negatywnych stąd wniosek, że możliwość lub projekt, wszystko co zaprzecza konkretnej rzeczywistości lub poza nią wykracza, nie „przechodzi” na mały ekran. Wyłącznie pismo dysponuje sposobami oznaczenia opozycji i negacji.
Po drugie obraz może pokazać tylko jednostki a nie kategorie lub typy, obraz jest zaprzeczeniem ogólności. Cecha ta uniemożliwia wyartykuowania przez obraz takich kategorii jak równość czy wolność. Po trzecie obraz nie zna operatorów typu ; albo…albo ; lub ; jeżeli…to. Obraz może się posługiwać tylko zestawieniem i dodawaniem na jednym planie rzeczywistości, bez możliwości pojawienia się metapoziomu logiki. Myślenie przez obraz nie jest ani logiczne ani nielogiczne, jest raczej myśleniem alogicznym mającym formę mozaiki a nie naukowych hipotez. Myślenia mozaikowego w przeciwieństwie do naukowej hipotezy nie można zweryfikować.
Po czwarte obraz zawsze należy do teraźniejszośći, wyraża linearne następstwo chwil teraźniejszych. Po piąte jak pisze R. Debray : „obraz zarejestrowany , w przeciwieństwie do języka pisanego , nie może poddawać siebie samego refleksji, dokonując zwrotu ku sobie /…/. Myśli on nas, lecz nie myśli siebie.” Wynika z tego jednoznacznie, że kultura obrazkowa jest zaprzeczeniem myślenia racjonalnego. Jest to tym groźniejsze, że cała nasza edukacja – od momentu jej informatyzacji - zarówno przedmiotów ścisłych jak i humanistycznych jest coraz bardziej podporządkowana „myśleniu obrazkowemu”.
Wygląd ekranu ewoluował w miarę postępu technicznego, przełomem było pojawienie się pceta, wtedy producenci sprzętu komputerowego i oprogramowania zrozumieli, ze upowszechnienie się komputerów osobistych wymaga adaptacji trudnego specjalistycznego języka obsługi komputerów do języka „przyjaznego” dla nieprofesjonalistów.
Dlatego wprowadzono język ikon, uniezależniający komunikowanie się użytkownika od jego etnicznego języka, rozbudowano systemy operacyjne o funkcje ułatwiające korzystanie z komputera. Język okien (Windows) – zdaniem wielu badaczy - był czynnikiem decydującym w eksplozji rynku komputerów osobistych. Na odkryciu w istocie lingwistycznym – dostosowaniu języka do wymagań i możliwości jego potencjalnych użytkowników – zbudował swoja potęgę Microsoft.
Miało to i ma nadal ogromny wpływ na całość życia społecznego ale przede wszystkim na system zdobywania wiedzy i nauczania zarówno w liceach jak i gimnazjach. Od 20 lat obserwujemy stopniową ekranizacje podręczników szkolnych, zaryzykowałbym twierdzenie, że pod wpływem systemu Windows (kultury informatycznej) następuje „ikonizacja” naszego systemu edukacji. Strona podręcznika n.p od języka polskiego przypomina do złudzenia ekran komputera poruszany przy pomocy systemu operacyjnego Windows. Jakie to może mieć konsekwencje na poziom nauczania ?
Czy obserwowane od pewnego czasu obniżenie n.p zrozumienia tekstu literackiego nie jest związane ze sposobem jego przedstawienia i interpretacji ? Czy – wielokrotnie krytykowana przez najwybitniejszych polonistów – matura z języka polskiego polegająca na mechanicznym kojarzeniu pojęć a nie zrozumieniu tekstu nie jest pochodną właśnie „ikonizacji” nauczania ? Czy w konsekwencji proces edukacji w szkołach średnich nie zmienia się powoli w zaprzeczenie samej istoty nauczania w szkołach średnich, który od wieków polega na zdobywaniu wiedzy a nie tylko umiejętności ?
Jeżeli czytelnik myśli, ze przesadzam to proszę przejrzeć maturę z polskiego serwowaną uczniom w XXI wieku w naszych liceach. Pytania do tekstu są postawione w taki sposób by umysł ucznia zamienić w internetową wyszukiwarkę, która szuka słów (zawartych w pytaniu) i automatycznie przepisywać odpowiedź znajdującą się w pobliżu tegoż słowa.
Tego typu umiejętność – bo nie ma to nic wspólnego z wiedzą – jest nagradzana, ba nauczyciele i korepetytorzy wręcz mówią swoim podopiecznym nie myśl, tylko szukaj w tekście odpowiedniego fragmentu i go przepisuj ! W prawie 40 lat później ekran komputera podłączony do „światowej pajęczyny” organizuje wiedzę dokładnie odwrotnie niż czyniła to technologia druku. Hipertext – którego zasady upowszechnił Internet – zastępuje bardziej ograniczony sposób informacji drukowanej.
Tradycyjna książka z określona liczba faktów ustępuje miejsca otwartej dziedzinie informacji, której przypisy i odsyłacze rozwidlają się bez końca kreując nowe podteksty i metateksty. Następuje – według współczesnych entuzjastów elektronicznej cywilizacji - koniec ery książki, jej zasadnicze cechy takie jak linearność i ograniczoność zastępowane są przez hipertext, którego główna zasadą budowy jest nieskończona ilość skojarzeń.
Książka jest autonomiczna, ma początek i koniec w hipertekście samo założenie początku i końca znika, pozostaje tylko punkt startowy z którego użytkownik sieci łączy się z odpowiednimi materiałami. Drukowana książka jest produktem, który wymaga skupienia uwagi w trakcie czytania. Hipertext jest procesem, ciągle sie przekształca i nigdy nie jest skończony a przy tym jest ulotny budzący tylko skojarzenia i nie wymagający skupienia uwagi jak modlitwa czy czytanie.
Człowiek zmienia się powoli w elektroniczny strumień linków w – jak napisał polski poeta „próżnię przez która przebiegają fale”. Słowo skłania do konceptualizacji, obraz do dramatyzacji rzeczywistości, natomiast obraz wirtualny i hipartex do jej „mafizacji”. „Cyfryzacja” procesu nauczania doprowadzi – jak już wspomniałem – do z jednej strony przerwania więzi między nauczycielem i uczniami z drugiej zaś utrudni lub nawet uniemożliwi przekazywanie treści historycznych. Cyfryzacja wprowadzi do szkół to co jest fundamentem postmodernizmu : „dyktaturę bezrefleksyjnej teraźniejszości”.
Piotr Piętak
- Szczegóły
- Kategoria: Blog
- Odsłon: 4323
W związku z nowymi informacjami o zabiciu przywódcy Al.-kaidy upowszechnianymi przez dzielnych amerykańskich komandosów, przypomnijmy fakty. Gdy Bin Laden został zabity. Cały świat odetchnął z ulgą i natychmiast wszyscy zaczęli gratulować sukcesu militarnego aktualnemu prezydentowi USA Barackowi Obamie, który jest zwierzchnikiem sił zbrojnych swego kraju i za tą akcje odpowiada osobiście. Nie rozumiem tylko czego prezydentowi Obamie gratulowano?
Czy gratulowano rozbicia Al-Kaidy? Nie – gratulowano zabicia symbolu współczesnego terroryzmu. Cały świat zachodni myśli, że jeżeli symbol terroryzmu jest martwy to i terroryzm jest już niegroźny. Niestety to naiwne złudzenia i szczyt hipokryzji. Wszyscy analitycy polityczni wiedzą doskonale, że zabicie Bin Ladena nie kończyło walki z terroryzmem, wręcz przeciwnie; rozpoczyna ją na nowo, ponieważ radykalni terroryści mają od momentu śmierci (wg. nich morderstwa) swój symbol, swego świętego męczennika.
Sukces Obamy, może już niedługo okazać się jego największą klęską. Przy czym akcja propagandowa i medialna tych czynników administracji prezydenta Obamy, które przekazywał opinii światowej starannie wybrane informacje o akcji komandosów była tak bezmyślna i głupia jakby chciano nam udowodnić raz jeszcze tezę, że największym wrogiem Stanów Zjednoczonych są jego sukcesy.
Jeżeli ktoś z czytelników czuje się oburzony moimi sądami to przypominam, że pochodzimy z narodu, który walczył w latach 1939-1945 z terrorystami w porównaniu z którymi Bin Laden to harcerzyk, i że w latach 1945 -1956 cały nasz naród był terroryzowany przez mistrzów terroryzmu – jego wynalazców i praktyków. Hitlerowcy i komuniści nauczyli nas walki z różnymi odmianami terroryzmu.
My – w przeciwieństwie do wypieszczonego przez media, żyjącego w najbogatszym kraju świata, pierwszego czarnego prezydenta USA – jesteśmy z terroryzmem oswojeni. To dlatego jedynym myślicielem, któremu udało się precyzyjnie zdefiniować terroryzm był nasz wybitny poeta Z. Herbert, który w wierszu „Potwór Pana Cogito”, porównał go do smoka, którego szukamy nie możemy go odnaleźć, ale wiemy, że istniej ponieważ często natykamy się na jego ofiary. Poeta – w proroczych słowach – pisze, że terroryzm dusi ludzi swoim bezkształtem.
Tym właśnie jest Al-Kaida bezkształtnym wirtualnym, stugłowym smokiem, który przechadza się po łączach Internetu i który oprócz bomb używa elektronicznych mediów, jednocześnie jako swojej struktury organizacyjnej i narzędzia komunikowania się ze swoimi wyznawcami. W chwili zabicia Bin Ladena rozpoczęła się wojna medialna między Stanami Zjednoczonymi i islamskimi terrorystami. Jakie cele chciał osiągnąć prezydent Obama w drugiej – medialnej – fazie wojny z terrorystami?
Może – zgodnie z zasadami wyłożonej 2500 lat temu przez Sun Tzu i Sun Pin w „Sztuce wojny” – albo próbować zneutralizować wroga albo go sprowokować np. do przeprowadzenia jakiejś nieprzemyślanej akcji. Prezydent Obama wybrał tą drugą opcję i co gorsza bardzo szybko okazało się, ze w sztabie prezydenta USA, strategie prowokowania przeciwnika zmieniały się z godziny na godzinę. Przez pierwsze 48 godzin przeprowadzano plan destrukcji moralnej Bin Ladena w oczach wyznawców islamu, tryumfalnie stwierdzając, że „zginął chowając się za żonę” , że użył swojej żony jako „żywej tarczy” itd.
Stratedzy medialni Białego Domu wpuścili się sami w maliny, ponieważ dla każdego normalnego człowieka jest jasne że żona mogła zginąć np. zasłaniając męża lub po prostu znalazła się w zamieszaniu na linii strzału. W 24 godziny po śmierci Bin-Ladena rzecznik Białego Domu pośpiesznie zdementował tą informacje, co dowodziło, że w tak ważnym momencie prezydent Obama nie rządził swoim sztabem tylko sztab manipulował nim. Jakie były konsekwencje tej głupoty?
Łatwe do przewidzenia, islamiści ogłosili, że żona Bin Ladena zasłaniała swego męża własnym ciałem i zostanie przez nich wyniesiona na ołtarz Świętej Islamu, której kult będą wyznawali nie tylko radykałowie ale także liczne rzesze normalnych mahometan. Pierwsza bitwa medialna zakończyła się sromotną klęską USA. Zamiast jednego męczennika mamy dwóch.
Druga bitwa skończyła się kapitulacją Stanów Zjednoczonych, zanim się rozpoczęła, bowiem pomysł aby upowszechnić informacje, że prezydent USA ze swoimi współpracownikami oglądał na żywo egzekucje Bin Ladena i jego żony był po prostu (co najmniej!) niesmaczny moralnie. W zamyśle strategów medialnych Białego Domu informacja ta miała upokorzyć islamistów, pokazać im potęgę cywilizacji zachodniej a udowodniła raz jeszcze mahometanom, że amerykańska kultura ze śmierci robi medialny spektakl dla wybranych, udowodniła im, że władcą tego świata jest polityczna pornografia.
Nigdy nie miałem złudzeń co do prezydenta Obamy, lewicowego dzieciucha, który pod poduszkę do spania kładł pisma Lenina i Mao i który do dzisiaj otoczony jest lewackimi doradcami. Pierwszy czarny prezydent USA nie dorósł do funkcji, którą sprawuje. I teraz, gdy w trakcie kampani prezydenckiej wypływają nowe fakty, które mają mu przysporzyć chwały jako pogromcy, terroryzmu, pytanie pozostaje wciąż to samo: dlaczego Bin-Ladena szukano tak długo, jakie były rzeczywiste przyczyny, że zabito go rok temu a nie np. cztery lata temu?
Piotr Piętak
- Szczegóły
- Kategoria: Blog
- Odsłon: 4380
Od kilku dni analitycy polityczni zastanawiają się kto przy pomocy prymitywnej i typowo mafijnej afery – jaka jest skandal z Amber Gold- chce wysadzić D. Tuska z siodła. Minister Sprawiedliwości uważa, że jest to sprawa „układu” komunistycznego, który widząc jak sprawnie walczy z korupcją rząd PO zaczyna obawiać się o swoje interesy.
Tego typu kit minister Gowin może opowiadać swoim koleżkom swojej partii, ale nie normalnym obywatelom III Rzeczpospolitej żyjącym w państwie całkowicie zaanektowanym przez PO. Korupcja w tym państwie kwitnie jak pole czerwonych maków i ona wyznacza standarty polityczne.
Przy czym minister Gowin powtarza starą śpiewkę PiS –u o układzie komunistycznym, który rządzi zza pleców każdego nowo obranego premiera. Jeżeli tak jest – to zadajmy sobie pytanie : czego obawia się układ komunistyczny? Na pewno nie CBA, natomiast paradoksalnie może on obawiać się totalnej korupcji i nepotyzmu PO, która po prostu zagrabia państwo i to tak jak żadna horda tatarska nie umiała tego robić.
Rzecz jasna w PO dużo jest dużo starych wyjadaczy komunistów (w PiS zresztą też), ale większość widzi, że to nie oni dyktują kto ma zostać sprzątaczką w gminie a kto klozetową w toalecie burmistrza. A to jest cios w samo serce. Korupcja PO spowodowała wypowiedzenie wojny Tuskowi przez komunistów. Ot zagwozdka historyczna, tylko im przyklasnąć.
Piotr Piętak
- Szczegóły
- Kategoria: Blog
- Odsłon: 4159
Zbliżają się – nieuchronnie – wybory prezydenckie w USA. Wczoraj na konwencji republikanów wybrano ostatecznie M.Romneya jako tego, który ma zwyciężyć Obamę.
Kim jest kandydat republikanów, czym się różni od Obamy. Jest mormonem – o czym prawie nikt nie wie – ale poza tym nie różni się prawie niczym od Obamy. Kończyli ten sam uniwersytet : Harvard, mają identyczne metody pracy, Romney wprawdzie jest mulimilionerem, ale amerykanom to specjalnie nie przeszkadza.
260 milionów dolarów to betka w porównaniu z bilionami dolarów, które administracja Obamy pracowicie dodrukowuje od paru lat i pogrąża świat w coraz większym kryzysie.
Czy Romney przerwie tą samobójczą politykę? 75% amerykanów uważa, że kwestie gospodarcze są najważniejsze i dlatego Romney wygra, nie dlatego, że ma jakiś program wyjścia z kryzysu – dzisiaj nikt go nie ma – ale dlatego, że polityka Obamy skompromitowała się ostatecznie.
Piotr Piętak