Napisane przez mediologia dnia . Wysłane Informatyzacja Państwa.

Polski teatr zmienił współczesną ekonomię

Studenci informatyki z Chin, Francji, Polski. Indii czy Rosji, którzy osiągają dobre wyniki w nauce i maja zmysł do robienia interesów, prędzej czy później są ściągani przez instytuty badawcze w Stanach Zjednoczonych albo sami wyruszają do mitycznej Doliny Krzemowej marząc o założeniu własnej firmy.

Chcą zmierzyć się w warunkach wolnego rynku – w ich krajach rynek jest zdominowany przez państwo czyli nie jest wolny - z innymi marzycielami, wiedząc, że wystartują do rywalizacji na równych warunkach z innymi. Na tym właśnie polega sprawiedliwość. Na wolnej nieskrępowanej biurokratycznymi przepisami konkurencji. I to jest esencja kapitalizmu - systemu, którego Polacy nigdy nie doświadczyli a za którym tak tęsknili.

Z analiz przeprowadzonych ostatnio przez naukowców Singularity University wynika, że imigranci pełnią kluczową rolę wśród założycieli co czwartej (24,3 proc.) zakładanej na terenie Stanów Zjednoczonych firmy technologicznej. W przypadku firm zakładanych w Dolinie Krzemowej odsetek ten wynosi niemal 44 proc. Oznacza to, że niemal co druga nowa firma technologiczna w tym regionie to inwestycja oparta na pomyśle, bądź kierowana przez osoby urodzone poza Stanami Zjednoczonymi.

Cytowani przez agencję Reuters autorzy badania mają nadzieję, że wnioski te będą brane pod uwagę m.in. w kontekście nadchodzących wyborów prezydenckich oraz deklaracji dotyczących liberalizacji prawa imigracyjnego. Według nich napływ wykształconych kadr ma kluczowe znaczenie dla pozycji Stanów Zjednoczonych na świecie. W Stanach Zjednoczonych mieszka ok. 40 mln osób urodzonych w innym kraju. Odpowiada to ok. 13 proc. populacji USA.

Wniosek: Im więcej emigrantów w kraju, tym jego ekonomia rozwija się szybciej. Jak już wspomnieliśmy prawie połowa startupów technologicznych z Doliny Krzemowej to firmy założone przez imigrantów. Amerykański eksperci nawołują do liberalizacji amerykańskiego prawa imigracyjnego, która mogłaby przyciągnąć jeszcze liczniejszą rzeszę osób gotowych realizować innowacyjne pomysły biznesowe za Oceanem. Tym samym osłabieniu uległaby pozycja innych ośrodków inwestycji w nowe technologii. Nasiliłoby się też zjawisko drenażu mózgów w krajach rozwijających się, także w Polsce.

Mit Indii

Co zrobić, jaka politykę prowadzić by zastopować „drenaż mózgów” i ściagnać inwestycje informatyczn lokowana do naszym kraju? W latach 80 i 90 – tych, międzynarodowe inwestycje informatyczne skierowały się do Indii, gdyż –w.g ugruntowanej na Zachodzie opinii – istniejąca tam od wieków logiczna kultura (oparta na t.z.w „rozłącznych sylogizmach”) miała ułatwić Hindusom doskonałe opanowanie tajników informatyki.

„Oni mają matematyke we krwi” twierdził współzałożyciel firmy Oracle Larry Ellison, „Urodzeni informatycy” – dodawał Bill Gaets. Indyjskie miasto Bangalore stało się jednym z największych centrów produkcji oprogramowania. Indie opanowały także prawie 80% rynku prac zleconych w dziedzinie informatyki (t.z.w offshore).

Czy to prawda ? Czy rzeczywiście w tradycję kultury hinduskiej wpisane są jakieś szczególne mechanizmy ułatwiające „rachowanie” w systemie binarnym ? Szczerze w to wątpię. I wielu podziela mój sceptycyzm. Odpowiedzi należy raczej w naturalnej dla pokolenia hippisów, do którego należą zarówno patron Microsoftu, jak i założyciel firmy Oracle, fascynacji Indiami.

A także w zręcznej polityce marketingowej kilku emigrantów hinduskich robiących karierę w Dolinie Krzemowej. To one wykreowały mit o narodzie logików i informatyków. Mit fałszywy. Cóż z tego, jeśli zaowocował on miliardowymi inwestycjami. Większość potężnych firm informatycznych, na przełomie lat 80 i 90 ub. wieku, przeniosła swoje działy programowania do Indii, wierząc święcie, że zrobią na tym świetny interes.

Kult przodków i tradycji sowicie się Hindusom opłacił. Warto zadać sobie pytanie, czy w tradycji kultury polskiej nie ma takich elementów, które można by wykorzystać dla przyciągnięcia do naszego kraju, międzynarodowego kapitału ? Polska powinna być Indiami Europy. Przypomnę, że odkrycia logiczne twórców szkoły lwowsko-warszawskiej Łukasiewicza, Leśniewskiego, Tarskiego zrewolucjonizowały zasady programowania.

Każdy informatyk na świecie musi poznać t.z.w „wyrażenia polskie” czy t.z.w „zapisy beznawiasowe”. Polska – wykorzystując mądrze swoją intelektualną tradycje (n.p reklama dzieł polskich logików, założenie Instytutu Logiki Informatycznej i.t.d) , która jest w tej chwili jej jedynym kapitałem, powinna z łatwością wygrywać konkurencje na rynku offshore z innymi krajami. Niestety przegrywa. Przegrywa, ponieważ zapomniała o swoim największym skarbie : tradycji inteligencji polskiej.  (czytaj także  - Alfred Tarski...)

Polski teatr - laboratorium wspólczesnej gospodarki

Kapitałem w ekonomi elektronicznej jest wiedza, inteligencja, wyobraźnia, umysłowa dociekliwość i zdolność do samodzielnej inicjatywy. To idee, koncepcje intelektualne i ludzka kreatywność, a nie rzeczy są dzisiaj bogactwem narodów. Międzynarodowy kapitał ''szuka'' takich miejsc na kuli ziemskiej gdzie ''intelektualnego bogactwa'' jest najwięcej i gdzie jest ono najtańsze. Polska tradycja kulturowa współgra idealnie z tendencjami współczesnej ekonomii. Niektórzy analitycy twierdzą, że Polski teatr był swoistym laboratorium współczesnej gospodarki. Dlaczego?

Współczesna ekonomia - twierdzi Jeremy Rifkin - nie jest już gigantyczną fabryką, lecz sceną teatralną na której sztuki reżyserują specjaliści od zarządzania i marketingu. W ekonomii spektaklu produkcja dóbr kultury zmienia całkowicie organizacje przedsiębiorstwa podporządkowując jego codzienną aktywność regułom gry obowiązującym w teatrze.

Dlatego też niektóre wyższe szkoły zarządzania - n.p w Columbie lub Northwestern - wprowadziły do swojego programu nauczania podstawy sztuki dramatycznej. Menadżer XXI wieku musi być dobrym aktorem, bez umiejętności gry, bez umiejętności manipulowania ludźmi przy pomocy głosu, ruchów ciała, bez perfekcyjnego opanowania gestu jako ''nośnika sensu'' nie mógłby on zarządzać dzisiejszym przedsiębiorstwem.

Socjologią ''teatralizacji'' życia zawodowego były prace Ervinga Goffmana, jej metodologią działalność awangardowych teatrów Grotowskiego i Kantora. Na pozór pytania nurtujące obu artystów nie mają nic wspólnego z tendecjami współczesnej - nam nie im - ekonomii : w 1944 Tadeusz Kantor notował ''doprowadzić twór teatralny do tego punktu napięcia, gdzie krok jeden dzieli dramat od życia, aktora od widza -podkr moje'' i po 30 latach tworzenia widowisk w teatrze Criciot 2 w następujący sposób podsumowuje swoją sceniczną filozofie :

''Dramat na scenie musi się nie dziać ale stawać, rosnąć w oczach widzów. Dramat się staje. Musi się stworzyć wrażenie jakoby rozwój wypadków był samorzutny i nieprzewidzialny.''

Dokonując destrukcji teatru jako sztuki obaj wybitni artyści wyczuleni są jednocześnie na jego potęgującą się obecność w życiu. Swoimi przedstawieniam i autokomentarzami Kantor i Grotowski przerzucają pomost pomiędzy epoką kiedy teatr był jeszcze teatrem a życie życiem i naszymi czasami, kiedy najlepszą sztuką - co prawda coraz mniej zrozumiałą - jest codzienna egzystencja. (o fenomenie ewolucji sztuki i jej wpływie na technike - czytaj - Autotematyzm...)

To nie przypadkiem w ich przedstawieniach widzowie stają się aktorami, a scena i widownia są instalowane w szatni, gdzie wszyscy razem odgrywają życio-teatr. Kiedy gramy ? Kiedy jesteśmy - i czy jest to wogle możliwe - autentyczni ? Pytania pisarza W. Gombrowicza stają się obsesją reżysera Jerzego Grotowskiego.

Tworzywem pisarza jest słowo. Tworzywem reżysera człowiek. Jego ciało. Śledząc eksperymenty Grotowskiego przeprowadzane w teatrze Laboratorium i jego kolejne inscenizacje - n.p Książę Niezłomny czy Apocalypsis cum figuris - widzowie stawiali sobie mimo woli następujące pytania : dlaczego gest powitania przypomina często gest pożegnania, czy nasze ciało mogłoby się poruszać inaczej, dlaczego chodzimy na nogach a nie na rękach ?

Poddani intensywnym ćwiczeniom fizycznym aktorzy teatru Laboratorium dochodzą do kresu materialnego sampoznania i cielesnej perfekcji czego najdoskonalszym wyrazem było niewątpliwie przedstawienie Księcia Niezłomnego. Inscenizacja tak czysta i prawdziwa, że jeden z krytyków pytał zdumiony : Czy Cieślak (odtwórca głównej roli) grał czy był Księciem Niezłomnym ?

Doszedłszy do kresu teatru Grotowski, obdarł go po drodze z tajemnicy, rozebrał do naga, udowodnił że jest on rzeczywistością i dlatego właśnie dzisiejsza postmodernistyczna kultura oparta na ekonomi spektaklu powinna go uważać za swego Mojżesza. To samo można powiedzieć o Kantorze, którego artystyczny wysiłek polegał głównie na zacieraniu wszystkich granic istniejących między sceną a życiem. Artur Sandauer podsumowując jego działalność stwierdził :

''Stajemy wobec zjawiska paradoksalnego : teatru, który udaje, że teatrem nie jest, starannie wyreżyserowanego widowiska, które podaje się za próbę, działalności wreszcie reżysera, która chce uchodzić za improwizacje - sztuki słowem, która chce stać się rzeczywistością".

Fachowcy od marketingu rozpoznają w tych zdaniach opis swojego życia zawodowego. Bo czymże innym jest współczesny akt kupna-sprzedaży jak nie ''wyreżyserowanym widowiskiem'', ''teatrem, który udaje, że teatrem nie jest''

? Kantor i Grotowski w trakcie kolejnych aktów destrukcji teatru, sceny, aktora tworzyli jednocześnie teologiczne scenariusze niezbędne do funkcjonowania kulturowego kapitalizmu, byli - zachowując wszystkie proporcje - jego Lutrem i Kalwinem bez których - w.g analiz Maxa Webera - pojawienie się kapitalizmu przemysłowego byłoby praktycznie niemożliwe.

Wpływ wybitnych polskich artystów nie był rzecz jasna porównywalny z historyczną rolą odegraną przez XVI wiecznych teologów, lecz niewątpliwie przyczynili się oni do ukształtowania kultury gospodarczej nowej ekonomi i dlatego - między innymi - są tak wysoko cenieni na Zachodzie. Sztuka Kantora i Grotowskiego jest właśnie tym ''intelektualnym bogactwem'' poszukiwanym przez międzynarodowy kapitał. Czy Polacy zdają sobie z tego sprawę ? Polska logika i polski teatr współkształtowały współczesność, o tym najwybitniejsi znawcy kultury Internetu – np. S. Zieliński w „Archeologii mediów” wiedzą o tym doskonale. My zapomnieliśmy.

Piotr Piętak